Camino z Polski dzień 61

Jan Michalski – pieszo z Bydgoszczy do Hiszpanii

Dzień 61 niedziela, 12.08.2012.

Mansilla de las Mulas – Leon

Rano zjadłem mój obiad z wczoraj – „spaghetti”. To nie był dobry pomysł – za ciężkie. Przez 20 km do Leon strasznie mi się maszerowało przez to nieodpowiednie śniadanie. Te paręnaście kilometrów zmęczyło mnie jak 40.

Zakwaterowałem się w alberdze benedyktyńskiej, za 5€. Już szykowałem się by wyruszyć na polowanie do sklepu, ale… no tak, niedziela więc markety nieczynne. No i masz babo placek. A jedzenia w plecaku nie ma. Wyprosiłem od hospitalery, studentki z Czech, resztki śniadania – chleb i dżem. Na mieście wyniuchałem na szczęście jedną stację benzynową z minimarketem. Musiałem co prawda iść prawie godzinę w jedną stronę ale cóż. Moim mlekiem i płatkami zainteresowali się wszyscy w alberdze.. „jaaa, skąd masz?!”. Paru osobom wytłumaczyłem drogę ale wydaje mi się, że nikt nie poszedł. Restauracyjki otwarte są normalnie. Za 12€ jest zestaw pielgrzyma czyli dwudaniowy obiad (porcje są wg mnie małe). Ja moimi płatkami i mlekiem rozkoszowałem się na osobności w kuchni.

Na niedzielną Mszę wybrałem się do katedry. Piękny kościół, okazałe witraże rozświetlają tajemnicze i monumentalne wnętrze.
Okolice świątyni – rynek i pobliskie uliczki, bardzo wykwitnie wyglądały w południowym słońcu.

W alberdze przypadkiem spotkałem Polaków, małżeństwo w średnim wieku. Trochę pogadaliśmy o szlakach w Polsce, trochę o tutejszych…

Teraz parę słów o egoizmie, braku wyobraźni, tudzież o swobodzie (bo tak naprawdę nie podejrzewam nikogo o złe intencje)…
O Koreańczyku, który budził workami i kijkami wszystkich dookoła już wspominałem. Teraz czas na Włochów…
Jeśli jakaś dziewczyna szuka sobie typa, który cięgle będzie rozmawiać, to niech celuje we Włocha. Po prostu japa im się nie zamyka. Dwóch gada ze sobą, jakby byli sami. A na sali 30 piętrowych łóżek i większość obecnych drzemie. Poszedłem się kąpać a Ci dwaj akurat też. Każdy wlazł do kabiny prysznicowej i dalej ze sobą gadają, przez przegrodę. Oni nawet siedząc na kiblach ze sobą gadają. Ale ten jeden tutaj jest i tak wybitny. Już na sali, gdy jego kumpel sobie poszedł i nie miał z kim gadać, to zaczął śpiewać. I nic, że w okół niego 15 osób śpi (17 godzina). Tyle ile Włoch nagada jednego wieczora, ja nie mówię przez pół roku. Teraz zawsze pytam czy w pokoju do jakiego chcą mnie wrzucić są jacyś Włosi.