Dzień 56 – droga do Burgos

Camino de Santiago

Dzień 56, wtorek 07.08.2012.

San Juan de Ortega – Burgos

Paręnaście minut po 5 tuptałem już po trasie w świetle Księżyca. Orzeźwiający chłód naprawdę koił ranę zadaną przez wczorajszy upał. Piękne widoki o wschodzi słońca inspirują mnie, wywołują coś więcej niż doznanie. Tutaj idąc polną drogą wśród zbóż, nawet tych skoszonych, są piękne widoki. Póki co się nie kończą.

Jak na złość ostatnie 10km trasy do Burgos prowadziło przez przemysłowy obszar miasta. Fabryki i hale, przyzakładowe siatkowe płoty i niedokończone budowy przeczesane były wielopasmowymi ulicami. Wyglądało to bardzo miernie. Jak mogli poprowadzić szlak przez taki teren – pomyślałem. Później od hiszpańskich Peregrinos dowiedziałem się, że jest też alternatywny, niedawno wyznaczony, szlak przy rzece. Prawie nikt o nim nie wie. Nie wiedziałem i ja, zwłaszcza, że ostatnie przewodniki skończyły mi się w …Pradze :/

Jednak gorzki smak industrialnego przedmieścia pozwolił mi wyczulić się na słodycz centrum Burgos. Gwarne kawiarenki w gąszczu wąskich brukowanych uliczek nadawały jakby ruchu statycznym, nieco monotonnym kamienicom.
Byłem wcześnie bo z San Juan tylko 20km. Było niewiele po 11. Moim zwyczajem poszedłbym dalej ale jakoś upał tego dnia był wyjątkowo dokuczliwy a Burgos przyjaźnie na mnie spoglądało. Postanowiłem nie tylko przejść się po głównych ulicach i rynku, ale stwierdziłem, że tutaj lepiej będzie zostać i pozwiedzać (odpocząć od ciężkiego plecaka).
W punkcie informacji turystycznej dowiedziałem się o alberdze donativo. To mnie przekonało. Będzie oszczędność. Spacerowym krokiem po 40 minutach doszedłem do tego refugio. Otwierają dopiero o 14. Na szczęście za mną przyszła trójka Hiszpanów, którzy wywalczyli pozostawienie plecaków na miejscu. Okazało się przy okazji, że donativo od San Jean Pied de Port, to co raz częściej 5€ a nie dobrowolny datek co łaska. Tutaj donativo właśnie tyle oznaczało. Ale to i tak super. Teraz miałem wolne plecy i 2 godziny na wycieczkę po mieście. Kupiłem pierwsze lody od początku pielgrzymki, 4 – czyli cały karton bo na sztuki nie ma. Zapłaciłem 3€ ale warto było. Obszedłem centrum rozkoszując się smakiem zimnych ice-cream sandwich, dobrych jak nigdy dotąd.
Po 14 wróciłem do refugio. Rytuał (prysznic + pranie + ewentualnie przekąska) i zrobiło się ciekawie bo znalazłem wifi. Wreszcie mogę pogadać Dziewczyną.
Musiałem jeszcze koniecznie iść zobaczyć słynną katedrę w Burgos. Dziś po południu bilety dla pielgrzymów wyjątkowo za darmo :)
W środku… ogrom sztuki, przesyt zdobień, kunszt sztukaterii.. wzrok odwiedzającego to miejsce mierzy detal po detalu w każdej z naw, które są bardzo autonomicznymi kaplicami. Dopiero przy wyjściu patrząc na makietę zdałem sobie sprawę , jak monumentalny, wręcz gigantyczny jest to obiekt.
O 19 wróciłem na bazę. Msza i wspólny posiłek oraz ..wieczorek zapoznawczy zakończyły mój dzień. To są zawsze wyjątkowe chwile podczas camino. Poznanie innych osób, ich historii jest niewyczerpanym darem tej Pielgrzymki.
Był 21-letni Holender rowerzysta. Jechał do Santiago by uczcić śmierć swoich dwóch przyjaciół, którzy zmarli kilka miesięcy wcześniej. Zapamiętałem jego opowieść o tym, iż jego ojciec powiedział mu przed wyprawą jedno zdanie – „Ale wiesz, że jak zaczniesz to będziesz musiał to ukończyć – będziesz mógł to przerwać tylko jeśli złamiesz nogę. ”
Byli też dwaj niezwykle pocieszni ludzie – Meksykanie. 65-letni ojciec z synem, chłopak miał może z 16 lat. Stary Mex opowiadał jak to wszystko w jego życiu przychodziło za późno. Rozpoczął edukację gdy miał 16 lat a ostatnie dziecko spłodził gdy był już 50-letnim Panem. A teraz, jak twierdzi, powołał go Bóg do odbycia takiej Pielgrzymki – „nie mógł trochę wcześniej?!” – śmiał się sam.