dzień 1, 2 & 3

Poranną Mszą rozpoczela sie moja wielka pielgrzymka. Pare osob przyszlo – rodzina, przyjaciele no i przede wszystkim moja Dziewczyna.
Po pozegnaniu sie ruszylem na trase na Brzozę. Musialem isc nieco przez las a nastepnie nieco przy płocie bo to krajowa eskpresowka – zakaz ruchu pieszych. W Brzozie skrecilem na Łabiszyn. Tutaj dotarlem bez przeszkod. Na miejscu dwum miłym paniom objasnilem kim jestem przy okazji pytania o najblizszy kosciol. Dowiedzialem sie ze One by az 25 km na pieszo nie przeszly i ze lepiej jak pojde do kosciola przy rynku… pech. Od ks. proboszcza dowiedzialem sie jedynie ze nie ma takiej opcji. Troche poczulem sie jakbym dostal w morde i to z pólobrotu. No nic. Nienawisc przeklulem w sile do dzialania i ruszylem dalej, na Żnin. Konczyla mi sie woda. Poprosilem jedego gospodarza by wspomogl mnie wodą. Z uśmiechem dolał do butelki. Paredziesiat minut pozniej zauwazylem dom z kapliczka na ogrodzie. Pomyslalem ze tu warto zapytac o jedzenie. Dyplomatcznie zaczalm od „zauwazylem kapliczke wiec pomyslalem.ze wlasnie do panstwa zawitam. jestem pielgrzymem… itd” = bułka + pomidor + mielonka. Tego dnia nogi pozwolily mi dojsc pod miejscowosc Murczyn. Tam zauwazylem krzyz na skrzyzowaniu. Stal dostojnie jak posąg. Wstapilem na podworko najblizeszego domu i powiedzialem kim jedstem. Dodalem ze dzis juz dalej nie zajde (~35km) i czy moglbym rozbic tu namiot. Bardzo mili ludzie. Nie dosc ze pozwolili to jeszcze z checia udostepnili kran i dali przegotowana wode. Spalo sie w namiocie dość spartansko. Spalem tylko w spiworze, bez maty samopompujacej – chcialem zobaczyc czy moge sie bez tych 750g obyc. Wytrzymalem. Po tym pierwszym dniu stopy byly w nadspodziewanie dobrej kondycji czego nie moge powiedziec o plecach.. od poludnia juz knułem o co moge odchudzic plecak.
Rano ruszylem w droge, na Gniezno. Jeszcze przed Żninem umowilem sie z rodzicami na odbior niepotrzebnego bagazu. Zostawilem mate, buty z goreteksu, 2 koszule, czesc apteczki i Pismo Św. Odrazu lepiej.
Na stacji w Rogowie podladowalem telefon i szedlem i szedlem. Sporo lasu, przez dobre 2 godziny sam las i to 2 ostatnie godziny – musialem isc bo w lesie nie chcialem sie rozbijac. Ku mej radosci oczom moim ukazala sie zielona wierza kosiola w Modliszewku. Proboszcz bardzo sie ucieszyl na moj widok. Zakwaterowal mnie w salce katechetycznej, zaprosil na kolacje i udostepnil łazienke. Bardzo serdeczny Kapłan. W rozmowie wyszlo ze to Kosciol pw Sw Jakuba Apostola Wiekszego czyli patrona mojej pielgrzymki! Ale radocha.

Rano opoznile lekko wyjscie… strasznie lało. okolo 9:40 kupilem w lokalnym sklepie banany i poszedlem do Gniezna miedzywioskową drogą. Raptem 8-10 km. Doszedlem do Gniezna do kosciola pw bł. Radzyma. Podbilem credenial i poszedlem ma 12 na Msze sw do katedry. Po niej dalej w trase. I tu maly problem… nozki powiedzialy zebym dzisiaj lepiej odpoczal. Cofnalem sie te paredziesiat metrow spowrotem do centrum i zaczalem szukac noclegu – godzina 14. Oo. Franciszkani nie mogli mi pomoc.. podpowiedzieli natomiast ze w seminarium moge probowac. Poszeedlem i jak znalal. Wylegitymowalwem sie moim listem polecajacym i teraz pisze z pokoju w seminarium. Bardzo serdeczni ludzie, dostalem swoj pokoj, zaproszenie na posilek. Żyć nie umierac!
Nie bede pisal o swoich poruszeniach duchowych ale przyznam ze jest i bardzo wiele i sa nie do przecenienia. Zwlaszcza jesli chodzi o rodzine i przyjaciol a w szczegolnosci o Piękną.