Dzień 12,13,14 i 15

dzien 12
Gronów – Zgorzelec

Jest niedziela wiec nie bede sie forsowal :-P
Doszedlem te ~10km do Zgorzelca.
Dzis spotkanie z rodzina. Przyjezdzaja zeby zobaczyc sie ze mna w ostatnim dniu mojej pielgrzymki w Polsce.
Wieczorem zwiedzanie Görlitz i ogladanie meczu we wloskiej restauracji. Nocleg w domku letniskowym a rano wypad na trase.

dzien 13
Zgorzelec – Hirschfelde

pierwszy dzien zagranicą. chcialem wziac to wszysko na spokoj tym bardziej ze piekny szlak az mnie rozanielił. doszedlem do urokliwego ostritz. cala trasa usiana pieknymi zabytkowymi domami przyslupowymi charakterystycznymi dla łużyc. z rynku ostritz juz tylko pare krokow do klasztoru st. marienthal gdzie liczylem na nocleg ale.. sie przeliczylem. musialem meczyc sie do hirschfelde gdzie jest parafia a przy niej dom pielgrzyma.
doszedlem, z kosciola wychodzil akurat dzwonnik. pytam gdzie jest pilgerhause… On wskazuje palcem na remontowany budynek. załamka. okazuje sie ze dom pielgrzyma jest w remoncie i to od dwoch lat. probuje sie dopytac czy jest tu w okolicy gdzies opcja na nocleg. w odpowiedzi slysze ze jest w Zittau.
Hmm… pytam czy moge rozbic namiot na trawniku przy kosciele. ostatnia moja szansa. gosc byl wyraznie zaskoczony tym ze taszcze ze soba taki sprzet. pozwolil mi jednak sie rozlozyc ucieszony ze sprawa rozwiazana.
po godzinie przyjechal Ksiadz. oprowadzil, objasnil sytuacje z domem pielgrzyma i jeszcze pare innych historii… nie zrozumialem wiele… po niemiecku znam tylko kilka najbardziej przydatnych sformulowan… Pojechal a za kwadrans wrocil z jedzeniem wiec lux. Oglonie bardzo mi pomogl.
Gdy spie pod namiotem zawsze trafiam na burze w nocy. tym razem nie bylo inaczej. rano w droge do czech prze zytawe.

dzien 14
hirschfelde – jablonné

szlak wiedzie do chrastavy. w zittau od Ksiedza dowiedzialem sie ze wlasnie w chrastavie moge miec problem z noclegiem. wybralem wiec droge alternatywna do jablonne gdzie jest klasztor dominikanow.
w zytawie dowiedzialem sie tez ze pielgrzymi moga nocowac na parafii. zaluze ze nie wiedzialem tego wczesniej bo doszedlbym sobie te 7km do wygodnego lozka.
tak czy inaczej po epizodzie informacyjnym w zytawie ruszylem do czech przez lückendorf. trasa trudna i meczaca. ostatnie 5 km przed granica to leśna sciezka przez gory. ciezko ale za to widoczki pierwsza klasa.
z luckendorf do jablonne juz gladko. tam mila Siostra zakwaterowala mnie u Dominikanow. Dostalem wlasny pokoj, do dyspozycji lazienke i kuchnie. problem w tym ze nie mialem czego przyzadzic w tej kuchni – nie mialem zadnego jedzenia ze soba. W szafce znalazlem jeszcze troche ryzu. zrobilem sobie dwie solidne porcje, zagryzlem luzka miodu i poszedlem spac.

dzien 15
jablonne – letarovice

Rano przyznalem sie Siostrze ze nie mam jedzenia i ze wyzarlem ryz z szafy :-\ Zaprosila mnie na sniadanie. pogadalismy o tym i owym. byla bardzo mila i pogodna. okazalo sie ze jestem pierwszym pielgrzymem caminowym za kadencji tej Siostry. no i znowu w jakis sposob przecieram szlak :-)
juz przed 8:30 bylem na trasie. jak szybko wyszedlem tak szybko zgubilem droge. poszedlem jakas okrezna scieżynką przez wies janovice. ale dzieki temu moglem zwiedzic obiekt ktory kryl sie podrodze – zamek lemberk.
Dzien mialem zamiar zwienczyc noclegiem w miasteczku czesky dub dokad szedlem z jablonne. podrodze strasznie zglodnialem. stwierdzilem ze musze sie u kogos najesc. ale jak o to zagaić.. nie znam przeciez czeskiego. lecz ide sobie przez wioseczke (te tutaj sa bardziej zadbane niz nasze) i widze jak babeczka rozwiesza pranie. mowie ze jestem pontnikiem z Polski, pytam czy ma moze pieczatke okazujac jednoczesnie paszport… i tak od slowa do slowa mowie ze mam hlod i czy mogl bym prosic jadła… dostalem super zupe, na droge chleb, jablko i miche truskawek!
W czeskim dubie nie mila niespodzianka. Ksiedza nie ma na miejscu. zreszta cala parafia widac w remoncie. poszedlem dalej, do letarovic. jest tam kosciol pod wezwaniem sw Jakuba… zamkniety na 4 spusty. zaszedlem moze jeszcze ze 100 metrow. pytam mieszkajaca tu babcie o droge, potem o nocleg.. i sukces. dziadek w koncu pozwala mi rozbic namiot na tylach domu. po chwili dostaje… piwo!
czeskie piwo. po nim zaproszenie na kolacje. i tak sobie siedzialem na tarasie z babcia i dziadkiem popijajac czeski browar i obserwujac doline mohelki.
Czesi sa niesmiali ale jak juz sie otworza to jest dobrze.