dzien 38

Espalais – Castet-Arrouy

Sniadanie niczego sobie. Dokonczylem rozmowe z Vincentem i w droge. Popelnilem jednak jeden bardzo glupi błąd. Do sniadania bezwiednie wypilem 3 kubki kawy. Pare metrow trasy i zaczelo mnie telepac jakbym mial zaraz dostac zawalu. Nici z dlugodystansowego marszu dzisiaj. 3 km dalej usiadlem w kawiarni by dac odetchnac sercu. Pierwsza herbata w takij kawiarni od poczatku pielgrzymki. 2,20€ + 1€ Mars. No trudno, przynajmniej wifi za damkę. Wlasciciel zaskoczyl mnie mile bo gdy juz zbieralem sie do wyjscia wreczyl mi lokalne specjaly – buteleczke jakiegos alkoholu, chyba armagniacu, i sloiczek foui gras. Tyci dawki bo to towar ekskluzywny. Dowiedzialem sie rowniez ze byl tu Polak, Pawel. Zlapalem z nim kontakt na dlugo przed wyjsciem. szedl cala trase z poludnia Polski do Composteli tym samym szlakiem, ktorym ja mialem zamiar przejsc.
Pozniej spotkalem Martiala (chyba tak sie pisze to imie), dalej poszlismy juz razem.
Od Vincenta mialem namiar na gite donarivo w Castet-Arrouy. Kawy dalej meczyly mnie niemozliwie wiec nie zastanawialem sie tylko poszedlem do tego gite.
Dom otwarty, na stole kartka: prosze sie rozgoscic [...] piwo w lodowce. Clément.
Hmm.. z Martialem cos przegryzlismy i poszedlem w kime. Przyszedl Clement. Gosc mnie zaskoczyl bo to 26 latek. Spodziewalem sie jakiego emeryta a tu prosze.
Zrobilismy sobie calkiem niezly obiad. I tak spedzilismy wieczor. Ja (27), Martial (20) i Clément (26) siedzielismy przy spaghetti i winie rozmawiajac o sztuce podejmowania decyzji w zyciu.