Dzień 4,5,6,7…

dzien 4
gniezno – kleszczewo

Gniezno – tu rozpoczyna sie juz wlasciwa jakubowa trasa. do tej pory wszak szedlem poza szlakiem. Ale nadal tak zostanie – nie mam bowiem zamiaru isc na polnocny zachod do Murowanej Gosliny a nastepnie do Poznania. Postanowilem skrocic sobie droge idac na Kostrzyn i Śrem. Ruszylem o 8 rano po obfitym sniadaniu w seminaryjnym refektarzu. Niestety z opracowaniem trasy sie nie popisalem. Okazalo sie ze z Gniezna do samego Kostrzyna niepostrzezenie wybudowali S5. Musialem wiec isc troche lasem, troche przy ogrodzeniu, nieco slalomem miedzy robotnikami konczacymi budowe wiaduktow ale ostatecznie szczesliwie dotarlem do Kostrzyna. Tataj mile zaskoczenie – Ks proboszcz glownego kosciola wyposazyl mnie nie tylko w napoje i jedzenie ale rowniez wspomogl mnie finansowo! Pokrzepiony na duchu az palilem sie do dalszej drogi. Zalowalem ze nie moglem zostac na noc ale byla dopiero 15 a sil w nogach mialem jeszcze na parenascie km. Ruszylem do Kleszczewa. Po drodze sporo objazdow, nowych wiaduktow i wydluzen trasy. Mimo tego dotarlem bez wiekszych problemow. Niestety miwjscowy Ksiadz, doslownie machnal na mnie reka ostentacyjnie wykrzykujac „nie mam miejsca”. No trudno. Cala sytuacje zauwazylo dwoch panow. Jeden z nich zaproponowal mi goscine – mialem nocleg! Tego wieczoru wraz z starszym malzenstwem emerytowanyh gospodarzy zajadalem sie przepyszna zupa, wysmienita ryba i slodkimi truskawkami. Rozmawialismy o wierze, sw. Jakubie, snach i chorobie gospodarza.
Rano wyposazony w sloik miodu oraz serdeczne 20zl zapakowalem w plecak intencji modlitwe o zdrowie dla tej rodziny i ruszylem dalej.

dzien 5
Kleszczewo – Gaj

Z Kleszczew poszedlem na Śrem prez Kurnik. Do posredniego Kurnika dotarlem dosc wartko. Miejscowy Ks proboszcz entuzjastcznie podszedl do sprawy. Podbilem Credencial, otrzymalem blogoslawienstwo i oferte pomocy – mialem jednak wszystko wiec podziekowalem. Paszport podbilem jeszcze w Bninie. Teraz prosta droga na Śrem, ruchliwa ale latwa. Niestety poza jedna wioseczka zero zabudowan. Slonce prażylo niemilosiernie a koncowke drogi zaliczalem juz bez wody. Gdy w koncu przez samym miastem zauwazylem jakies domy wrecz pobieglem walczyc o kranowke, na szczescie udalo sie.
Juz w samym Śremie trafilem na niekorzystna pore – śluby. Nie znalazlem zadnej osoby, ktora moglaby przypieczetowac Credencial i z ktora moglbym porozmawiac o noclegu. Nie zastanawiajac sie wiele poszedlem na Błociszewo, tam ponownie wkroczyłbym na szlak. Przechodzilem przez wioseczke Gaj kiedy nagle zaskoczyla mnie burza. Miala moc bo nawet grad zaczal siekac. Jak sie pozniej okazalo w Śremie pozrywalo dachy i trakcje elektryczne.
Po pierwszych wiekszych podmuchach wiatru ale jeszcze przed deszczem zorientowalem sie ze musze szybko znalezc nocleg. Zauwazylem gospodarza na podworzu jednej z posesji. Postanowilem zapytac o nocleg… „no moze i by byla mozliwosc”. Nim obaj weszlismy do domu zaczelo lać.
Usiadlem przy stole z całą rodzina. Zjedlismy wspolnie kolacje, obejrzelismy mecz Naszych z Czechami… usluszalem tez historie 20 letniej dziewczyny, ktora jest juz po 2 chemioterapiach. Telefonicznie mnie pozdowila i zyczyla dobrej drogi. Rano po niedzielnej Mszy, juz w Blociszewie, zapewnilem te rodzine ze intencja o zdrowie tejdziewczyny bedzie pielgrzymowac ze mna do Santiago. Bardzo sie wzruszyli. Mialem wrazenie ze byli bardziej wdzieczni mi niz ja im.

dzien 6
Błociszewo – Lubiń

W Blociszewie moj szlak przechodzil we wlasciwa Droge sw. Jakuba. Natrafilem na pierwszy drogowskaz.
Przez malownicze polne drogi prowarzace m. in. przez park krajobrazowy im. gen. Chłopackiego dotarlem do miejscowosci Lubiń. Zza pieknie mieniacych sie w sloncu lanow zborz wylonila sie wysoka wierza klasztoru Benedyktynow. Jak opisuje moj przewodnik – opatem byl tu sam Gall Anonim. Postanowilem tam przenocowac mimo ze byla dopiero 15:00.

dzien 7
Lubiń – Świetochowa (ok 35km)

Po dluzszym wypoczynku u Benedyktynow szedlem jak natchniony. Szybciutko zjawilem sie w Lesznie gdzie w paru kosciolach podbilem Credencial. Ani sie obejrzalem bylem juz w miejscowosci Swietochowa. Tam udalo mi sie znalezc nocleg Ks na plebanii. To byl juz drugi dzien pielgrzymowania zgodnie ze szlakiem.

dzien 7
Świetochowa – Serby

Tuz przed 7:30 wyturlalem sie z salki katechetycznej. Zwinawszy spiwor i namiot, ktory w razie potrzeby sluzy mi za przescieradlo ruszylem na szlak. Dotarlem do malej wioseczki – Trzebiny.
Kilka domostw posrod pol i park z palacem w centrum. Okazalo sie ze ten palac nalezy do Regionalnego Osrodka Badan i Dokumentacji Zabytkow w Poznaniu a stacjonuje tam ekipa archelogow i konserwatorow zabytkow. Udzielaja noclegow przielgrzymom bowiem sami odnawiaja szlak.
Wypilem herbate, pogadalem i ruszylem dalej. Wnet znalazlem sie w miejscowosci Osowa Sień. Mieszkaniec opowiedzial mi historie lokalnego dworu. Nasluchalem sie o libacjach Gierka i jego ekipy oraz o starym niemieckim filmie z Pieczką o tej miejscowosci.
Dalej poszedlem do Wszchowy. Spore miasteczko z bogata historia. Piekny franciszkanski klasztor mialem okazje zwiedzic od refektarza gdy zostalem zaproszony przez Ojcow na obiad :-)
Dalej przez kolejne wioseczki i lesne dukty doszedlem do Wilkowa. Myslalem, ze u Ksiedza znajde nocleg. Nic bardziej mylnego. Zapytalem jeszcze w 3 domach ale na prozno. W nastepnej miejscowosci tak samo. Doszedlem po 20 do przedmiesc Głogowa – miejscowosci Serby, gdzie jak mnie zapewniano – Ksiadz ma pokoje goscinne i mnie przenocuje. Ale jak pech to pech. Akurat byl w Poznaniu w szpitalu. Zrezygniwany juz cala ta sytuacja postanowilem ostatni raz zapukac do prywatnego domu. Naciagnalem troche fakty tlumaczac ze mialem nocleg u Ksiedza ale go nie ma – dwie mile starsze Panie jednak postanowily mi pomoc. Sowita kolacja i spanie w domku gospodarczym na niesamowicie wygodnej kanapie zaliczam wiec w Serbach dzieki uprzejmosci dwoh milych Babć.

Ranek przywital mnie ulewą co najmniej dekady. Ale moge przynajmniej uzupelnic notatki i pustki na blogu.

Od tej pory postaram sie pisac krocej a wrzucac wiecej zdjec.

O samopoczuciu?… fizycznie jest wszystko dobrze. Nogi jak po pierwszym dniu. Plecy moze troche bolą ale wrecz symbolicznie. Zzera mnie natomiast samotnosc. Ja ciezko przetrzymac.