Dzień 8,9,10,11…

dzien 8
Serby – Jakubow

Od rana wielka ulewa. Czekam az przestanie padac. Ruszam okolo 11. Szybko dostrzegam wierze glogowskiej Kolegiaty. Piekny budynek. Na pamiatke z tego miejsca mam stempel w Paszporcie Pielgrzyma.
Maly spacer po glogowskim rynku a potem punkt programu – mcdonalds, czyli internet po wifi. Pisze info, wysylam zdjecia…
Zeby nie byc bezpretensjonalnym chamem kupilem kanapke. Niech mają ;-)
Tuz za Glogowem – na polnej drodze do Kurowic zaliczylem niemila przygode a mianowicie…
Ta polna droga pod sporym ukosem po calonocnej ulewie zmienila sie w błotny jęzor. Zassało mi buty, przekrzywilo mnie, przewazyl mnie plecak i wpadlem w to błoto. cala prawa nogawka spodni zasyfiona. polar ktory mialem przezucony przez ramie tez mi wpad w tą maź, tak samo przewodnik i okulary. Zachlapalem sobie tez koszulke… podejrzewam ze cale Kurowice i pol Glogowa slyszalo moje KU…
Buty, okulary i przewodnik umylem w najblizszej kaluzy ale spodnie mialem ufajdane i w takich musialem isc. Doszedlem do Jakubowa caly zadowolony bo wiedzialem ze nocleg i pranie to opcja w standarcie tutaj – w koncu to sanktuarium sw Jakuba. Nocleg – polowiczny sukces bo dostalem tylko przydzial miejsca namiotowego ale moglem zrobic pranie a i cieply posilek sie znalazl. Ksiadz nawet osobiscie oprowadzil mnie po calym terenie i przedstawil historie tego miejsca.
Noc jednak popsula mi humor. Burza wzmagala sie dwukrotnie. Zalolo mi lekko wnetrze namiotu. Niemal prawie nie spalem. Na pocieszenie ramo kolejna ulewa.

dzien 9
Jakubow – Nowa Kuznia / gmima Gromadka

Chcialm odrobic pare utraconych wczesniej kilometrow. Skrocilem trase, zboczylem ze szlaku niemal na caly dzien.
Musialem gdzies wpiac sie w gniazdko bo telefon powoli głodniał. Przechodzilem kolo sklepu we wsi Nowa Kuźnia niedaleko Jakubowa. Akurat trwalo male zebranie firmowe. Panie koniecznie chcialy posluchac mojej historii przy kawie… no coz – rozmowa z otwartymi ludzmi to sama przyjemnosc a i telefon troche naladowalem.
Juz okolo 18 dotarlem do Chocianowa skad pokierowalem sie na Nową Kuźnie wracajac samym na szlak. W przewodniku jak byk napisano ze soltys i koscielny udzielaja noclegow. Niestety mam wydanie pierwsze z 2006 roku bo i tu i tu juz od paru lat nie ma opcji na dach nad glowa. Zaczelo sie kolendowanie po domach – tu nie mogą, tu po prostu nie, tu nikt nie otwiera… Uslyszalm ze nikt w tej wsi mnie nie przenocuje. U jednego goscia podladowalem aku w telefonie przez kwadrans po czym ruszylem w kierunku nastepnej wsi. Postanowilem jeszcze zapytac w domu ostatniej szansy – niemal na samym koncy wsi. Na szczescie udalo sie. Ani soltys, ani koscielny, ani dobrzy mieszkancy nie mieli tyle dobrej woli by udzielic noclegu piegrzymowi co byly więzień.
Pokrzepiony kolacja szedlem spac z duza nadzieja na lepsze jutro. Plan prosty – nocleg w Nowogtodzcu lub ostatecznie nieco szybciej – w Boleslawcu. W kazdym razie ok 40km od Zgorzelca.

dzien 10
Nowa Kuznia – Boleslawiec

Posilony sowitym sniadaniem popedzilem z Nowej Kuzni na Nowogrodziec. Zaczelo swiecic slonce wiec postanowilem zrobic.sobie przerwe by wysuszyc namiot i mokre jeszcze ciuchy po przedwczorajszym praniu. Gdy otowrzylem namiot dopiero do mnie dotarlo co to byla za noc – po prostu wylalem z niego wode. Suszyl sie bidaczyna prawie godzine w pelnym sloncu.
Idac juz dalej cos mnie tknelo zeby zadzwonic na ta parafie do Nowogrodzca i zapytac o nocleg. I dobrze zrobilem – uslyszalem ze nie ma takiej opcji. Pozostalo mi dojsc do Boleslawca a tam wiedzialem ze jest nocleg pewny – u Siostr Adoratorek Krwi Chrystusa. Dotarlem tam, zostalem bardzo serdecznie ugoszczony. Milo wspominam rozmowe z Siostra, ktora opowiadala o pielgrzymach i ich powodac podjecia wlasnie takiego wyzwania. Na przyklad malzenstwo 70 latkow. Przemierzali dystans z Olsztyna do Santiago w ramach dziekczynienia za 50 lat malzenstwa.

dzien 11
Boleslawiec – Gronów

Z Boleslawca mialem zamiar dotrzec do samego Zgorzelca. Pare mimut po 7 wiec juz dreptalem na wylotowce. Doszedlem do Nowogrodzca gdzie bardzo serdeczna Pani zaprosila mnie na kawe i ciasto. Okazalo sie ze rowniez pielgrzymowala kiedys, z Jakubowa do Zgorzelca. Prawie godziny dyskurs w bardzo milej atmosferze zahamowal mnie lekko. Musialm przyspieszyc. Szedlem jak szalony zeby o znosniej porze zakonczyc ten 45 kilometrowy odcinek. Doszedlem do wsi Gronowo. Tu pytam o droge miejscowego. Ten tak ochoczym sercem chcial mi wytlumaczyc trase ze pomyslalem sobie ze przyjmie mnie na noc. Bardzo uradowany zaprosil mnie do domu. Mialem wiec nocleg 10km od Zgo i to u bardzo serdecznych ludzi. Opowiedzieli mi historie pewnego Szwajcara, ktory przemierzal pieszo dystans od siebie do Zamoscia. Przechodzil rowniez przez Gronów. Facet 65 lat, spal pod namiotem, myl sie w rzekach, plecak jego wazyl az 20 kg przy jego wadze 50. I przeszedl w 3 miesiace 2500 km. A ja tu rozczulam sie nad sobą :-P ;-)

Jutro dzien przerwy w Zgorzelcu. W poniedzialek opuszczam Polske. Wkraczam w cisze radiowa.
Rozwazam skrocenie trasy. Moze byc tak, ze z Pragi pojade prosto na szlak do Francji. Powoli bowiem dochodzi do mnie ze bycie domokrążcą-włóczęgą troche mija sie z celem i lepiej bedzie jesli dojade do miejsca gdzie szlak jest juz dobrze zorganizowany – schroniska i w ogole cala infrastruktura. W Pradze bede decydowac.