Dzień trzydziesty pierwszy i drugi.

dzien 31
Decazeville – Figeac

Ja konczylem juz sniadanie gdy inni dopiero wstawali. Wyszedlem w trase pierwszy pozegnawszy sie z Brigite i innymi.
Od teraz trasa wiedzie juz przez lagodniejsze wzniesienia a nie tereny wrecz gorzyste. Odrazu zmienily sie tez krajobrazy. Z malowniczych łąk i pastwisk teleportacja na zwykle asfaltowe drogi okraszone co jakis czas starym warsztatem samochodowym tudziez fabryka lub rolniczym kombinatem. Lekko rozczarowujace po tak pieknej dotychczasowej trasie.
Do Figeac mialem 26km. Planowalem byc tam na 15:00 bo o tej godzinie otwierane jest gite donativo – le Carmel. Start o 8:40 pozwolil mi na dotarcie na pol godziny przed czasem. Bylem pierwszy wiec dostalem miejsce bez problemu. Zaraz po mnie przyszedl Francuz, skromny rolnik po 30. Znal angielski wiec sie ucieszylem. Przyszedl jeszcze Luck Nordicwalker czyli Tommy, irlandzki emeryt chodziaz kijkowy. Sporo pozniej dolaczyly inne osoby, lacznie bylo nas szescioro.
Schronisko prowadzil Ksiadz ze swoja siostra. Bardzo dowcipni i inteligetni ludzie. Rozkrecili rozmowe przy kolacji, zreszta jak to zwykle bywa w gite donativo, bardzo dobrej i sytej.
Wieczorem w pieknym Figeac pokaz fajerwerkow z okazji jutrzejszego dnia niepodleglosci Francji (14 lipca). Poszlismy wszyscy. Calkiem przyzwoicie wypadlo to show.

dzien 32
Figeac – Cajarc

Po sniadaniu i specjalnym blogoslawienstwie wyturlalem sie na trase do Cajarc. Od dzis ide bez informacji o schroniskach donativo. Nikt nie ma zadnej listy takich miejsc. Wyglada na to, ze bede nocowal w gite communal za 12€ albo gdzies wyprosze miejsce w stodole lub na namiot. Dzis widoczki na trasie juz lepsze. Zwlaszcza tuz przed samym koncem. Piekne zejscie ze szczytu do miasta polozonego w dolinie.
Cajarc wyglada niesamowicie, waskie uliczki, domy z kamienia, restauracyjki na skwerkach.
Trafilem na jakis jarmark. Francuzi sprzedawali swoje specjaly regionalne. Ceny zabojcze wiec szybko wbilem sie w boczne uliczki zeby nie necic sie widokiem serow 10€ za porcje cwierc kilo.
Znalazlem gite za 11,50€ za noc. Smieszne sa te moje konwersacje po francusku z tubylcami. Ale udaje sie na migi.
Targam ze soba makaron od paru dni. Pora wreszcie go zjesc. Sos bolonski ze sklepu i kolacja gotowa.
Zdazylem na Msze na 18:30. Dowiedzialem sie przy okazji, ze niedzielne nabozenstwo bedzie o 11. O tej godzinie planowalem byc juz daleko stad ale cóż… przynajmniej wypoczne rano.
Po powrocie do gite mile zaskoczenie. Narysowal sie Florian. Mialem z kim pogadac a jutro razem idziemy na szlak.