Pielgrzymka do Santiago – dzień 53

Camino de Santiago

Dzień 53

04.08.2012

Logroño - Santo Domingo

Rano śniadanie czekało na stole. W Hiszpanii jedzą niestety tak niedoceniane przeze mnie śniadania francuskie – chleb z dżemem i czekolada do picia. Tu chociaż dodatkowo były owoce. Wszystko smaczne, ale to mała dawka energii.

Po drodze mijałem kilka miasteczek. Małe miejscowości a raczej wioseczki wyglądają bardzo ciekawie. Świat tu na południu Europy kręci się jakby wolniej, wszystko leniwie płynie zgodnie z rzeką czasu.
Ja nie tylko, że unosiłem się z prądem tej rzeki ale nawet płynąłem nadając swoje szybsze tempo bo już o 12 byłem na mecie etapu. Ale popłynąłem dalej.
Mijane winnice regionu La Rioja przypominały mi trochę o Francji. Z tą różnicą, że tutaj jest to teren półpustynny więc zgoła odmienny od soczystej zieleni francuskich krajobrazów. Gdzieś na jakimś wzgórzu trafiał się „blaszany byk”, którego powagę i dostojność pomniejszał jedynie obiektywik mojego smartphona skurczając wszystko co znajduje się w oddali.

Tak idąc zjawiłem się po 18:00 w Santo Domingo. Łącznie więc ~50km przez równe 12 godzin marszu z dwiema dwudziestominutowymi przerwami na przekąski.
Na miejscu schronisko donativo, super. Jedyny minus, że na 200 miejsc. W hallu jest recepcja do której podszedłem by załatwić kwaterunek. W schroniskach pytają czasem z ciekawości a czasem ze względów formalnych, skąd pielgrzym pochodzi, gdzie zaczął pielgrzymkę, skąd dzisiaj przychodzi i czy idzie do samego końca. Gdy powiedziałem, że jestem Polakiem, i zacząłem u progu mojego domu w Polsce, zapadła cisza w całym hallu. Kiedy dodałem, że dziś przychodzę z Logroño (około 50km) zapadła jeszcze większa cisza. A później jedna Kanadyjka podchodzi do mnie z uśmiechem i szeptem informuje mnie, że wszyscy o mnie mówią. A ja wtedy muszę opowiadać o historii usłyszanej od Niemca z Lamothe o Polce, która z dzieckiem w wózku szła całą trasę. Wtedy dopiero mam spokój bo mówią o kimś innym :)