Pielgrzymki dzień 48

Piesza Pielgrzymka z Bydgoszczy do Santiago de Compostela

Dzień 48
30.07.2012
Roncevaux – Zubiri

 

Pobudka dziś brutalna – na sali zapalono światło i włączono alarm. Wszystko po to by każdy wstał o tej 6:00. Zebrałem się i poszedłem więc. Cała wataha przede mną rozgrzewała już szlak. Muszę przywyknąć i też w takich okolicznościach wykroić sobie najlepszy kawałem tortu. Okazja nadarzyła się niebawem – szły w oddali dwie dziewczyny… na plecakach miały baskijskie flagi. Zawsze interesowało mnie jak to jest z tymi Baskami i sytuacją w Hiszpanii. Zapytałem no i cały dzień dziewczyny mi tłumaczyły co i jak…

Dowiedziałem się wszystkiego o Baskach, nauczyłem się języka baskijskiego, dowiedziałem się o ciekawych miejscach w kraju Basków, wiem już sporo o baskijskiej kuchni, o alkoholu, który Baskowie robią, o historii narodowej Basków…

język baskijski – kilka zwrotów, których się nauczyłem

kaiso – witam
egun on – dzień dobry
eskerikasko – dzięki
serv modus – jak się masz
Poloniako eromesa najz – jestem polskim pielgrzymem
askarraho – szybciej
ni Janek najz – jestem Janek
en cantalo – miło Cię poznać
ados – OK
agur – do widzenia
polita – piękne
quantus – uważaj
esso regatiq – your welcome
mesedes – proszę
es – nie
bai – tak
es dakit euskaras – nie rozumiem baskijskiego
kania – piwo
sem bat – ile to kosztuje
barkatu – przepraszam
iepa – cześć
ikurinia – tak się nazywa flaga baskijska

próbowałem zapisać po naszemu te dźwięki jakie słyszałem ale baskijskiego trzeba posłuchać, „s” wymawiane jest jako „sz”, tyle że zupełnie nie jak polskie sz, i o dziwo nie jak hiszpańskie s

Tak ja, Alonia i Maider doszliśmy, jedynie nieco ponad 20km, na drugą drugą bazę w Hiszpanii, do miasteczka Zubiri.

W lokalnym sklepiku od razu postanowiłem błysnąć baskijskim (baskijski to po baskijsku euskara). Dziękuję – eskerikasko, do widzenia – agur i gość w pełnym szoku bo widzi, że nie jestem Baskiem a nawijam. Jak jeszcze dodałem na odchodne, że jestem Polskim Pielgrzymem – Poloniako eromesa najz – to zdębiał do cna. Niech wie, że Polacy potrafią więcej (bez ujmowania innym oczywiście).
Po powrocie z tiendy (sklepiku czyli) z makaronem i pomidorami od razu skoczyłem do kuchni, by uniknąć konfliktu z pozostałymi osobami ze schroniska (a to było na około 100 miejsc). Jak wszyscy zaczynają gotować w małej kuchni (2 palniki) to robi się duży problem. Ja na szczęście byłem pierwszy, to za sprawą indywidualnej kolejności… najpierw zakupy, następnie obiad, dopiero później prysznic i pranie. Czyli gdy ja jem sobie spaghetti, to inni się myją a gdy oni wszyscy zwalą się do kuchni to ja w tym czasie nie stoję już w kolejce pod prysznic, i jest luksus.