Notatka z drugiej strony zeszytu

Pielgrzymując staram się spisywać w moim zeszycie różne spostrzeżenia i historie. Z jednej jego strony spisuję wydarzenia, co robiłem, gdzie przechodziłem, kogo poznałem i co jadłem oraz inne banały.. te fakty publikuję na tym blogu. Ale jest też druga strona zeszytu, w której opisuję swoje przemyślenia i doznania. Te treści nigdy nie ujrzą światła dziennego. To moja osobista strefa zastrzeżona, którą zostawiam tylko dla siebie. Spisałem jednak jedną notatkę, która jest mało osobista bowiem opisuje przyrodę i jej ogólny wpływ na człowieka. Jej funkcję uwrażliwiającą. Tą notką postanawiam się mimo wszystko podzielić. Spisałem ją 54 dnia, to jest w niedzielę, tuż po wschodzi słońca na drodze za Santo Domingo.

Przed rozpoczęciem czytania polecam odpalić ten kawałek, którego i ja słuchałem idąc wtedy.

Goldie – Sea of tears

 

 

Krajobraz tuż przed wschodem jest tak mistyczny. Chmury swoim kształtem pobudzają wyobraźnię człowieka i przepełniają go bogactwem form. Spomiędzy nich nieśmiało wypatruje Księżyc. Rozświetla mrok niczym ostatnie tchnienie Słońca. Eteryczna mgła nadaje lekkość całemu otoczeniu. Sprawia, że wszystko wydaje się jakby dopiero co wynurzone z czyjejś myśli. Subtelny żółcień z pomarańczem pierwszych promieni rozświetlają powoli horyzont. Ukazują się kontury gór. Tych, których istnienie w mrocznej nocy zdradzały jedynie pulsujące jak pochodnie światła małych wioseczek dziwnie unoszących się ponad linią horyzontu. Dostojne wzgórza wyłaniając się sprawiają wrażenie jakby dopiero przed momentem osiadły po swoim nocnym tańcu tytanów, którego nie było widać ale jeszcze można poczuć.
Po kilku kolejnych krokach wędrowiec co raz lepiej widzi drogę, która prowadzi na spotkanie z kolejnym szczytem, jak na pojedynek. Zawsze zakończony honorowym wzajemnym spojrzeniem jakby uściskiem dłoni, podziękowaniem wyrażającym szlachetność godną obu.
Wiatr owiewając twarz próbuje przekazać pełniej istotę tego mistycznego krajobrazu docierając do duszy człowieka dotykiem.
Serce napełnia się siłą poprzez muzykę. „Goldie – Sea of tears” wzbogaca doznania przenosząc wędrowca w jeszcze inną przestrzeń, o wiele głębiej zanurzając go w to wszystko. Szum morskich fal przecinany raz po raz piskiem mew i głosem kobiecym pięknym jak głos syren, odcina serce od rzeczywistości. Dopiero w takiej chwili umysł może spróbować zrozumieć dzielnego Odyseusza kuszonego syrenim śpiewem. Ale tak jak on, tak i ja, nie zatrzymuję się, podążam dalej swoją drogą. Teraz jednak z bogatszą świadomością. Jak dziecko odkrywa świat każdego dnia tak i ja coś dziś odkryłem.